Niewyraźny bocian

Zdjęcie, które wydaje się być dobrej jakości, niekoniecznie jest takie naprawdę. Nawet jeśli ładnie prezentuje się na monitorze. Zdarza się, że tego rodzaju informacje musimy przekazywać naszym klientom, prosząc ich o przesłanie nowych, lepszych fotek. Tak też było w przypadku bocianów, których obecność w drukowanej publikacji była poważnie zagrożona…
Marta Tomasiuk
O AUTORZE

Marta Tomasiuk

Po prostu ninja. Pracuje szybko, dokładnie i bezszelestnie – klienci Aude doceniają jej redakcyjny kunszt oraz doskonałe pomysły. Cenią także jej spokój i wyważenie, które ma znaczenie zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych. Ninja nie traci zimnej krwi i jest zawsze, kiedy klient jej potrzebuje.

★ 5 minut czytania

Zaczęło się niewinnie. Dla jednego z klientów przygotowywaliśmy kolejny numer gazety. Materiały do redakcji i składu spływały sukcesywnie, wszystko szło jak po maśle. Wreszcie przyszedł czas na artykuł o wdzięcznej tematyce, a mianowicie o życiu bocianów w Polsce. Redaktor przyjął pod swoje nomen omen skrzydła bogaty merytorycznie tekst, omówił z klientem szczegóły, zredagował według ustaleń, zgrał zdjęcia, które otrzymał do zilustrowania materiałów, i wielce zadowolony, że tak sprawnie się uwinął, przekazał grafikowi do złożenia. Gdyby tylko wiedział, co go później czeka…

Czy graficy nie lubią bocianów?

Grafik, do którego trafił materiał o bocianach, uśmiechnął się pod nosem widząc temat, z jakim miał się zmierzyć. Rozparł się wygodnie w fotelu i pogwizdując rozpoczął pracę. Zadowolenie nie trwało długo, a uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił, w momencie gdy okazało się, że zdjęcia nie nadają się do wydrukowania w gazecie. Grafik zrobił to, co zawsze robią graficy w takich sytuacjach, czyli chwycił telefon, wystukał numer wewnętrzny do redaktora i grobowym głosem oświadczył, że trzeba ściągnąć od klienta lepsze fotki bocianów, bo te się nie nadają, są za małe. Redaktor, który akurat opracowywał zupełnie inny materiał dla zupełnie innego klienta, wykonał szybki zwrot umysłowy i zrobił coś, co wywołuje u grafików drżenie rąk – zapytał, czy jego rozmówca jest tego pewien… Bez wdawania się w szczegóły – rozmówca BYŁ PEWIEN.

Pierwszy telefon

Kolejny krok działań redaktora nie był niczym niezwykłym – telefon do klienta i rozmowa:
– Nasz grafik sprawdził zdjęcia bocianów i niestety! Okazało się, że są za małe i jakościowo nie podołają. Poprosimy o przesłanie większych.

– Hm… sądziłem, że są wystarczająco duże, każde z nich ważyło 2 albo 3 MB, na monitorze dobrze się wyświetlały.

– Też mi się wydawało, że będą ok, ale niestety. Sprawdziliśmy dokładnie, proszę spróbować, poczekamy.

– Dobra, zaraz poproszę kolegę, który robił zdjęcia, żeby dał mi lepsze.

Po godzinie redaktor miał już na FTP nowe bociany. Co prawda redaktorska intuicja krzyczała mu do ucha, że nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca, ale nie widział innego wyjścia, jak tymczasowo te krzyki zignorować.

Po chwili okazało się, że intuicja miała rację. Grafik wygłosił bowiem pouczenie, że nowe fotki wykazują podobną jakość co poprzednie, w wyniku czego w dalszym ciągu nie mamy dobrych zdjęć.

Przykład zdjęcia o zbyt małych wymiarach. Ten przypadek można rozpatrywać na dwa sposoby: a) zbyt małe zdjęcie w wymiarach oryginalnych, b) zdjęcie nienadające się do kadrowania – przybliżenie konkretnego elementu nie jest możliwe.

Drugi telefon

Niepocieszony redaktor ponownie zadzwonił do klienta, aby przekazać mu niezbyt dobrą wiadomość. Zdziwienie było jeszcze większe niż za pierwszym razem. Redaktor oczami wyobraźni widział, jak klient rozkłada ręce, nie przewidując już żadnych szans na zdobycie lepszych zdjęć bocianów. Jako człowiek rzetelny, obiecał jednak przycisnąć jeszcze autora fotografii i wrócić z informacją. Redaktor, w nerwach robiąc sobie kawę i cały czas wałkując z grafikiem temat, którego miał już serdecznie dość, starał się nie słuchać uporczywych podszeptów intuicji, która wiedziała, że nic z tego nie będzie.

Oczywiście nieznośna intuicja miała rację, klient oddzwonił i z żalem poinformował, że lepszych zdjęć nie ma i nie będzie. Co prawda istnieje prawdopodobieństwo, że były, ale ich autor coś tam z nimi robił, na pewno zmniejszał, żeby nie były takie ciężkie, a oryginały wyrzucił i już nie da rady odzyskać… Jedyne, co jeszcze znalazł, to takie zdjęcie, nawet dość duże, o, i ma rozszerzenie TIFF, to może lepiej, tylko jest chyba trochę ciemne…

Przykład zdjęcia nieprawidłowo oświetlonego (zbyt ciemnego).

Ciągle nic z tego

Redaktor odebrał zdjęcie w e-mailu, zgrał do odpowiedniego folderu i wspólnie z nieodłączną towarzyszką intuicją zadzwonił do grafika, którego komentarz nie pozostawiał złudzeń. Zdjęcie było za ciemne. Co prawda można było je rozjaśnić w Photoshopie, ale finalnie nie wyglądałoby to dobrze. Poza tym, co nam z jednego zdjęcia, skoro artykuł jest na dwie rozkładówki…

Trzeci telefon

Zanim redaktor po raz trzeci wybrał numer do klienta, wykonał inny telefon. Do naszego fotografa. Nachalnie zapytał, gdzie akurat przebywa i wyraził nadzieję, że nie przyszło mu do głowy, aby brać urlop. Fotografowi na szczęście nic takiego do głowy nie przyszło, a do tego cudownym zbiegiem okoliczności okazało się, że następnego dnia udaje się na sesję do Augustowa. W redaktora wstąpiły nowe siły, uzgodnił z fotografem, że jeśli klient zaakceptuje koszty, to ten wyruszy w drogę wcześniej, obfotografuje wszystkie napotkane bociany i prześle zdjęcia do agencji.

I wtedy właśnie przyszedł czas na trzeci telefon do klienta. Redaktor przedstawił mu propozycję obfotografowania bocianów przez naszego człowieka. Klient z ulgą zaakceptował pomysł i koszty. Prawdopodobnie poczuł też radość, że redaktor nie zadzwoni już po raz czwarty i po raz czwarty nie będzie robił wykładu na temat nienadających się do druku zdjęć.

Bociany uratowane!

Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Fotograf jak zawsze się przyłożył i zdjęcia wyszły jak malowane, aż trudno było nam się zdecydować, które wybrać. Cały materiał dodatkowo zyskał na przekazie, bo między jedną bocianową sesją a drugą minęło trochę czasu i na świecie zdążyły pojawić się małe bocianki! Okazało się też, że graficy lubią bociany, pod warunkiem że zrobiono im dobrej jakości zdjęcia…

Skąd wiemy, że zdjęcie nadaje się do druku? Najprostszą metodą, jaką grafik sprawdza, czy zdjęcie nadaje się do przygotowywanej publikacji, jest umieszczenie go w layoucie i dopasowanie jego wymiarów do założonego miejsca. Zazwyczaj odbywa się to w programie InDesign, gdzie panel Links umożliwia m.in. określenie tzw. effective dpi, czyli aktualnej rozdzielczości wynikającej ze skalowania zdjęcia. Jeśli powiększymy fotkę, effective dpi się zmniejszy, co oznacza, że jakość zdjęcia spadnie. Zależność matematyczna jest liniowa – dwukrotne zwiększenie wymiarów spowoduje dwukrotne zmniejszenie rozdzielczości (dpi, ang. dot per inch). Rozdzielczość nie zawsze jest ściśle określoną konkretną wielkością. Drukarnie najczęściej definiują dolny limit akceptowanej rozdzielczości lub przedziały, w jakich rozdzielczość ma się zawierać. Od lat przyjęło się, że taką granicą jest 300 dpi. Zdarza się jednak, że drukarnia obniża limit do np. 225 dpi w przypadku druków kolorowych wielkonakładowych lub podnosi do 450 czy 600 dpi dla druków o szczególnych wymaganiach, takich jak albumy. Czy można samemu wstępnie ocenić jakość zdjęcia? Można – dzięki prostemu działaniu matematycznemu. Wymiary zdjęć przesyłanych przez fotografów są określane liczbą pikseli (punktów) w pionie i poziomie. Wynika to z konstrukcji matryc światłoczułych w aparatach. I tak aparat dysponujący matrycą 12 megapikseli zapewnia nam zdjęcia o wymiarach 3000 na 4000 px. DPI określa liczbę pikseli, znajdującą się na długości jednego cala. Jeśli więc zakładamy, że zdjęcie w produkcji powinno mieć 300 dpi, to wiemy, że w jednym calu mieści się 300 pikseli. Skoro dysponujemy czterema tysiącami pikseli w jednym wymiarze i trzema tysiącami w drugim, to w druku możemy uzyskać zdjęcie o wymiarach ok. 13 (4000:300) cali na 10 (3000:300) cali, czyli – idąc dalej – 13 x 2,54 oraz 10 x 2,54 daje ostatecznie ok. 33 na 25,5 cm przy zachowanych 300 dpi. Format zapisu JPG, TIFF, PSD, EPS, czyli format, w jakim jest zapisane zdjęcie, wpływa na jego jakość tylko w przypadku gdy jest to JPG. Jest to bowiem format zakładający kompresję (utratę informacji) fotografii przy KAŻDYM zapisie. W przypadku wielokrotnego zapisu JPG lub zapisu z użyciem wyższej kompresji dochodzi do utraty coraz to większej części informacji. A to z kolei skutkuje tzw. pikselizacją zdjęcia i pogorszeniem jego ostrości, a zwłaszcza jakości przejść tonalnych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *