Pana zdaniem sesje zdjęciowe można opisać tak, jakby fotograf był krawcem, skąd to porównanie?
Jacek Piotrowski: Ta metafora z ubraniem upraszcza, bo oczywiście fotografowanie jest tu bardziej skomplikowanym procesem: dobór koncepcji, tła, oświetlenia… Zdjęcia i garnitur zamawiamy jednak w tym samym celu i może trzeba doprowadzać do sytuacji, że kontakt z fotografem będzie równie intymny jak z krawcem. Trzeba się zastanowić, ile czasu poświęca się na rozmowę z jednym, a ile z drugim. Kiedy chcemy uszyć sobie garnitur, rozmawiamy długo z krawcem, pozwalamy się zmierzyć, zwierzamy się z tego, że mamy z czymś problem lub chcielibyśmy coś ukryć w swoim wyglądzie. Fotograf także powinien to wiedzieć.
Zawsze trzeba starać się poświęcać dłuższy czas na rozmowę z fotografowanym?
JP: Nie wszyscy tego potrzebują. Są ludzie, którzy nawet tuż przed ważnym spotkaniem biznesowym potrafią kupić sobie nową marynarkę, wejść i wyglądać dobrze. Wiedzą bowiem, że ich proporcje pasują do sklepowych rozmiarów. Inni w takiej sytuacji nie zaryzykują nagłego zakupu. Ich sklepowe poszukiwania bywały prawdopodobnie żmudne i frustrujące. Tak samo z sesją – fotogeniczni, obyci już z sesjami modele nawet bez przygotowania podejmują z fotografem swoistą grę. Zgrabnie przejmują inicjatywę, kierując pracę w stronę sprawdzonych korzystnych ustawień, a szybki efekt zwykle ich zadowala. Specjaliści z innych dziedzin, pracownicy korporacji, zazwyczaj nie są biegli w eksponowaniu swoich zalet, a jeszcze rzadziej skłonni wyjawić swoje oczekiwania dotyczące korekt wyglądu. Ich fotograficzne doświadczenia mogły być rzadkie i niezbyt pozytywne, niechętnie więc próbują i nie wierzą w zadowalający efekt.
W czasie rozmowy taki krawiec dowiaduje się, że garnitury sklepowe mają za krótkie rękawy, krępują ruchy i powiększają twarz. Podczas mierzenia może milcząco potwierdzić swoje przypuszczenia co do proporcji i wie, co powinien zaproponować. Fotograf miary zdejmować nie musi, ale może w podobny sposób przeanalizować dotychczasowe sesje i zaplanować takie użycia światła, tło, ubrania i rekwizyty, aby już pierwsze pokazywane na ekranie ujęcia, jak przymiarki u krawca, wzbudziły poczucie zaufania i zachęciły do dalszych prób i komunikowania oczekiwań. Mózg widza interpretuje bodziec obrazowy, korzystając z doświadczenia i nie definiowanie do końca szczegółów na zdjęciu wytwarza u odbiorcy pozytywne wrażenie o tym, czego nie widać. W zasadzie wszystko poza błyskiem zadowolenia w oczach da się podciągnąć w Photoshopie, warto więc o ten błysk szczególnie zadbać.
Zdjęcia i garnitur zamawiamy w tym samym celu – żeby odpowiednio wyglądać – i może trzeba doprowadzać do sytuacji, że kontakt z fotografem będzie równie intymny jak z krawcem.
Co się stanie kiedy jednak nie mamy takiego czasu na rozmowę z osobą problemową?
JP: Fotograf ratuje się doświadczeniem, inicjatywą, nawiązaniem kontaktu, uniwersalnym oświetleniem,prowokowaniem emocji, szybkimi zmianami i oceną wyników raczej bez akceptacji fotografowanego, aby go nie zniechęcić. Powstaje sytuacja z gatunku walki, trzeba się zaczaić i coś złapać – ten dobry moment, ujęcie. Zdarzało się, że z powodu skrywanego wstydu ludzie podawali nawet stylistom nieprawidłowe wymiary. Czasem zdjęcie wychodzi, a czasem nie i trzeba mocno napracować się w Photoshopie. W sytuacjach z show biznesu, kiedy już mnie irytowało, że w relacji z fotografowanym nie wiem wielu rzeczy, cytowałem Madonnę ze słynnego albumu „Sex” (ozdobna książka do przeglądania napisana przez Madonnę, z fotografiami autorstwa Steven Meisel Studio – przyp. red.): „Ludzie nie dostają tego, czego chcą, bo nie mówią o tym, czego chcą”.
Ale świat show biznesu to nie świat magazynów customowych.
JP: Przyjmuję, że w pismach wewnętrznych efekt być może nie jest aż tak bardzo ważny i tego problemu „niedogadanych” zdjęć nie widać może tak radykalnie. W przypadku zdjęć ludzi trudno też stwierdzić, czy ktoś mógł wyglądać lepiej, kiedy widzi się daną twarz tylko raz i nie zna jego innych odsłon, tak jak w przypadku np. słynnego aktora widywanego wielokrotnie na zdjęciach. Ale, podchodząc do sprawy bardzo ambitnie, można powiedzieć, że nie tylko aktor potrafi zagrać i jeśli sprawa jest cykliczna, kogoś pokazujemy nieraz, ludzie nie widują go rzadko, można taką osobę ułożyć. Wykierować jego wygląd w kierunku jakiegoś wzorca, który jest pozytywnie odbierany, popularny, znaleźć mu rolę. Istnieje bowiem swoista publiczna wyobraźnia: ludzie są przyzwyczajeni do pewnych archetypów wizualnych, do tego, że coś uznaje się za ładne. To już jednak wyższa szkoła jazdy.
A pod względem realiów – jakie różnice widać np. w sesjach portretowych prezesa między magazynami firmowymi a tymi dostępnymi na rynku?
JP: Portret fotograficzny buduje się przede wszystkim za pomocą światła. Magazyny customowe, jeśli chodzi o rodzaj oświetlenia, stosują takie podstawowe, co do którego wiadomo, że gwarantują dobry efekt, blichtr (mniej lub bardziej ostre światło rysujące z przodu, dwie kontry, które rzeźbią włosy, przycinając trochę z boku twarz i miękkie wypełnienie z przodu, często z odbicia, rozjaśniające cienie). To wynika z niewielkiej ilości czasu na realizację i tego, że sesje robi się raz na wiele okazji, nie pod konkretną publikację. Tymczasem kiedy mamy nietypową twarz konkretny efekt wymaga niejednokrotnie rzeźbienia. Na przykład nie oświetla się zwykle człowieka pojedynczym światłem od dołu, bo powstaje dziwnie sztuczny cień za postacią i na takim ciemnym tle twarz staje się wampiryczna, ale może okazać się, że takie światło bardzo pasuje naszemu prezesowi rozświetlając jego głęboko osadzone oczy. Trzeba więc tak zrobić, żeby mógł być on tak gdzieś oświetlony, np. zestawić to z innymi źródłami światła, ograniczyć podanie dolnego światła tylko do twarzy. Bez rzuconego cienia stworzenie takiego układu lamp zajmie więcej czasu, ograniczy ruch modela, ale może okazać się, że wreszcie powstaną zdjęcia z widocznymi oczami.
Generalnie obserwuję, że w pismach branżowych, jak „Male Man”, nowy „Esquiare”, „Press” czy „Forbes”, gdzie są fotografowani ludzie biznesu, sesje wyglądają dużo lepiej, widać większą dbałość, wybór scenografii… Istotnym czynnikiem takiego sukcesu jest to, że takie pismo, bazując na swoim autorytecie, jest w stanie wymóc warunki, na których pracuje. Jeśli sesje są robione przez firmę customową, która dba o to przedsięwzięcie, to powinna te warunki do pracy również stwarzać, zaproponować rozwiązania, mówić o problemach, uświadamiać. Bo w zasadzie można zaakceptować siebie w nie do końca dopasowanej marynarce ze sklepu, ale można też z satysfakcją zobaczyć się w garniturze uszytym na miarę, czyli na super zdjęciu – i to jest istotne.
Ale skoro mamy mało czasu i takie sprawdzone rozwiązania, to czemu na nich nie poprzestawać? Zakładając, że nasz prezes nie ma głęboko osadzonych oczu…
JP: To oczywiście zawsze kwestia decyzji i warunków. Działanie światła standardowego daje gwarantowany efekt, tak jak skrojenie smokingu – każdy mężczyzna w nim dobrze wygląda. Wystarczy, żeby zapewnić warunki techniczne publikacji, ale nie zawsze pozwala coś więcej zaznaczyć. Brakuje indywidualnych cech nie sposób odróżnić mężczyzn, nie wiadomo kto kim jest. Taki fotograficzny smoking ma w sobie też coś z przesady. Jeśli na zdjęciu w tym oświetleniu – jego dynamice, agresywności – będzie prezes bardzo wielkiej firmy, który ma wyglądać władczo, to nie będzie problemu. A prezes naszej niewielkiej firmy? Też będzie wyglądał świetnie, ale już nie np. jak „dobry ojciec”. Czy to będzie odpowiednie, adekwatne do wrażenia i pozycji, które chcemy osiągnąć? Nie zawsze światło, które powoduje, że zdjęcie jest ostre, jest najlepszym światłem dla człowieka. Dla mnie ułatwieniem jest to, że mam za sobą wiele różnych wariantów, i kiedy staję naprzeciwko konkretnego człowieka, to pewnych rzeczy już w ogóle nie biorę pod uwagę.
Wróćmy więc do podstaw: jak powinno wyglądać dobieranie zdjęcia do magazynu firmowego?
J.P: To zawsze kwestia ustalenia tego, po co jest zdjęcie. Nie sposób uniwersalnie określić, jak ma być zrobione. Często przypadki złego użycia zdjęcia biorą się z tego, że sesja nie była robiona pod konkretną publikację, tylko korzystało się z jednego, ogólnego portfolio prezesa. Rozumiem dlaczego tak się dzieje. Warto jednak pamiętać podstawy: jeśli mamy uzyskać poczucie tożsamości, zbliżenia, to trzeba się starać uchwycić spojrzenie. Jeśli bohater nie patrzy na odbiorcę, to coś tym wyraża, pewną deklarację, np. że patrzy na jakąś wizję, jeśli jest kandydatem na prezydenta albo prezesem, który myśli o przyszłości firmy. Ale jeśli mamy wywiad z opowieścią o świętach w domu i składaniem życzeń – powinien na nas patrzeć. Trzeba mieć wreszcie świadomość zdjęcia w kontekście layotu. Jeśli mamy pisać na ciemnych stronach, to może trzeba zrobić zdjęcie na ciemnym tle, mimo że zwykle się tego nie robiło, albo odwrotnie: przyjąć, że tym razem potrzebujemy przełamania.
Jeśli chcemy zachować wrażenie powagi strony jako prezentacji danego działu, zdjęcie zespołu będzie miało rangę korporacyjną i dobrze sprawdzi się w layoucie, kiedy nie ma na nim np. pstrokacizny i jest odpowiednio duże, aby ludzie na nim się rozpoznali. Taka pstrokacizna powoduje, że zdjęcia się zmniejsza, żeby layoutem nadać jakąś formę. Albo jeśli potrzebujemy dowcipnego zdjęcia, bo taki mamy charakter pisma, to robimy zdjęcie w miarę „normalne”, ale np. prezes jest na nim w cylindrze. To niczemu nie urąga, a daje nam efekt dowcipu. Ale musi dobrze wyglądać w tym nakryciu, więc może lepiej będzie mu jednak w kowbojskim kapeluszu?
Za co Pan więc nagradza zdjęcia magazynów startujących w Power Of Content Marketing Awards?
J.P.: Nagradzam to, co wydaje mi się wyjątkowe: jest przejawem wrażliwości, błyskotliwości, inteligencji i wyciągania maksimum możliwości z danego zdarzenia. Nie da się porównywać każdego magazynu z każdym, bo ich zasoby i klasa są różne. Wiadomo, że samochody luksusowe wyglądają lepiej niż traktory. I jeśli widzę zdjęcie traktora, które wygląda zabawnie, bo ktoś go np. dowcipnie ustawił jak monument na środku zagrody o wschodzie słońca, to je nagradzam, nawet jeśli jest słabsze technicznie od zdjęcia samochodu na zakręcie górskiej drogi. Wśród pism korzystających ze sztoka, np. do zdjęć krajobrazów lub miast, widać, który fotoedytor potrafił tak wybrać i ułożyć zdjęcia, że stworzyły one frapujące zestawienie. Jeśli natomiast magazyny zawierają sesję i spełnia ona wszystkie możliwe warunki jakości w swojej klasie, motoryzacyjnej lub modowej, widać włożone podobne pieniądze jak w komercyjnym piśmie, to biorę pod uwagę poziom zdjęć w danym segmencie komercyjnym i oceniam, jak ta praca ma się do maksimum w danej dziedzinie. Inni jurorzy Szpalt Roku nie mają często tak szerokiego porównania, jeśli chodzi o fotografie. W pismach wewnętrznych zdjęcia będą zasadniczo skromniejsze niż w pismach ekskluzywnych, biznesowych. Zwracam wtedy uwag na brawurowe i inteligentne posunięcia. Takie, które np. mogę wziąć jako przykład, mówiąc: „Widziałem firmę, która sfotografowała wszystkich swoich pracowników i to wygląda dobrze, mogę wam pokazać!”. Podoba mi się, kiedy wytworzona jest na zdjęciach specyficzna sytuacja, estetycznie zrobiona tak, że widz niezwiązany z tematem daje się wprowadzić i czyta, próbując dowiedzieć się o co chodzi, np. jak w przypadku sesji w @mazing.
Są też kategorie porównywalne, jak np. prezentacje pracowników, kiedy człowiek jest bohaterem okładki i artykułu. To trudny wybór, bo charakter tej sesji jest określony i trudniej przedstawić człowieka w środowisku pracy – zwłaszcza banalnej – tak żeby zdjęcia nie powtarzały się i były ciekawe, niż opisując jego ciekawe i fotogeniczne pasje. Doceniam także to, że ktoś był w stanie zabawić się np. zdjęciem człowieka, który jest operatorem koparki, np. doświetlił je, obrobił, zrobił z tego nową wartość. Nie chodzi mi wtedy o profesjonalizm, bo ten czasem „niszczy poezję”, a o sytuację, kiedy poezja jest poparta profesjonalizmem. I nie oznacza to zawsze umiejętności ustawienia oświetlenia, bo czasem wystarczy po prostu zauważyć i cyknąć, jak fajnie słońce zaświeci.
Jacek Piotrowski: Ukończył Wydział Operatorski Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi. Jego pasją jest fotografia dokumentalna. Od ponad 10 lat zajmuje się fotografią inscenizowaną, przede wszystkim portretami i modą. Od 1994 roku jest stałym partnerem wydawnictwa Agora SA. Autor wielu artystycznych sesji mody do dodatku “Gazety Wyborczej” – “Wysokie Obcasy”, a także portretów znanych Polaków i osobistości światowego kina oraz literatury, m.in. Jeana Reno i Paulo Coelho. Zdobywca dwóch pierwszych nagród w konkursie Polskiej Fotografii Prasowej w 1996 roku w kategoriach: Ludzie/Kultura. Członek jury konkursu Power Of Content Marketing Awards.
Kategorie: school of contentic