Wrogowie dobrej korekty

Nawet jeśli nasze dzieło będzie sprawdzał najlepszy korektor na świecie, nie ustrzeżemy się błędów, jeżeli w tekście będzie panował chaos.
Iwona Derda
O AUTORZE

Iwona Derda

Królowa stylu, nie tylko jeśli chodzi o literki (bo jest niekwestionowanym ekspertem, który z łatwością tłumaczy meandry języka polskiego), lecz także o dobry smak w komunikacji firmowej. Klienci Aude cenią ją, bo zawsze dba zarówno o treść, jak i formę komunikacji.

★ 4 minuty czytania

Wielkie i małe litery używane jak popadnie, interpunkcja stosowana zgodnie z oddychaniem, a nie logiką tekstu, obce nazwiska zapisane jak w duszy gra. Co jest zatem wrogiem dobrej korekty? Niestaranny tekst pierwotny. Im więcej błędów w tekście źródłowym, tym większe ryzyko powstawania błędów podczas wprowadzania poprawek oraz pozostawienia tych, które zaplątały się w gąszczu znaków korektorskich. Z tego względu tak ważne jest czytelne oznaczanie błędów.

W każdym języku obowiązują normy spisane w słownikach, ale wydawcy mają swoje preferencje i często nie sposób z nimi polemizować. Mówimy wówczas trudno, oby tylko zanadto się nie skompromitować. Przełykamy zatem te wszystkie stanowiska pisane wielką literą, chociaż jesteśmy w Polsce, a nie w Anglii czy Niemczech, i według polskiej normy językowej rzeczowniki pospolite, a takimi są nazwy stanowisk (prezes, menedżer, specjalista ds. komunikacji itp.), zapisujemy małą literą (nie z małej litery). Co innego nazwy działów – te akurat powinniśmy zapisywać wielką literą, bo to nazwy własne, jednak w wielu firmach panuje odwrotny zwyczaj…

Plagą są też tzw. wyrazy modne, najczęściej źle rozumiane i rozszerzane znaczeniowo pod wpływem języka angielskiego. I tak każda firma ma swoją filozofię rozwiązywania problemów; bazą rozwoju naszego działu jest…; poproszę o konstruktywne wnioski; szeroka platforma współpracy; wiodące zespoły; sprawę należy rozpatrywać w kilku aspektach; dokładnie tak; dodatkowo w naszym zespole…; generujemy nowe miejsca pracy…

Autorom trudno uwolnić się od pleonazmów, czyli „masła maślanego” (miesiąc maj, dnia 5 maja), nagminnie używanie są takie wyrazy, jak posiadać, realizować i sprawiać (w znaczeniu mieć, budować, spełniać, wywoływać). Jeśli chodzi o posiadanie, to jesteśmy społeczeństwem naprawdę bogatym. Posiadamy i bilety tramwajowe, i telefony, i karty kredytowe, i samochód, i żonę, i dzieci, i… „możliwości uszycia kreacji sylwestrowych dla pań”. Ale czasami jesteśmy biedni i jak pewien rolnik: „Nie mogę sobie nawet pozwolić na posiadanie sztucznej szczęki” (cytaty za: prof. Jan Miodek „Słownik ojczyzny polszczyzny”). Tymczasem posiadać możemy ziemię, majątek, informacje oraz umiejętności. I tyle.

Często też wyrazy używane są w błędnym znaczeniu, np. powołane przepisy, pozyskane dane, zamiast przywołane przepisy, uzyskane dane. Najczęściej spotykane błędy składniowe to: w nawiązaniu do… zamiast w związku z…; w porównaniu do… zamiast w porównaniu z…

Wydaje się, że książkowy spójnik iż na dobre zadomowił się w tekstach gazetowych. Jak pisze prof. Jan Miodek w „Słowniku ojczyzny polszczyzny”, „spora liczba rodaków uznaje to iż za przepustkę do wyższego stylu”. Naprawdę niepotrzebnie. Trudność sprawiają również wyrażenia przyimkowe, np. odnośnie czegoś (zamiast odnośnie do czegoś), celem (zamiast w celu). Błędy ortograficzne najczęściej pojawiają się w pisowni łącznej i rozdzielnej, bo jak napisać cywilnoprawny, bladozielony, biało-zielony albo lwipyszczek? Ale prawdziwy horror się zaczyna, kiedy trzeba zapisać tak podstępne słówko jak dwuipółletni… W ogóle z liczebnikami mamy kłopot (ostatnio popularny portal donosił, że „matka zabiła p i ę ć dzieci”).

Ważnym składnikiem każdego języka są związki frazeologiczne, zrozumiałe tylko jako całość. Te „motylki” języka ożywiają wypowiedzi, czynią je bardziej barwnymi, emocjonalnymi. Trzeba jednak dobrze znać formę, inaczej – klops. Jak w tekście „Powrót wielkiej legendy”, gdzie autor o koncertach Charlesa Aznavoura pisze tak: „Publiczność waliła s i ę  na kolejne przedstawienia drzwiami i oknami”. Inny zaś ubolewa: „Mówiono o niej, że stoczyła się do tak zwanego rynsztoka” i ostrzega: „Jedna przysłowiowa jaskółka nie czyni wiosny” oraz „Jest to tak zwany głos wołającego na puszczy” (za: prof. Andrzej Markowski „Praktyczny poradnik językowy”). Menedżerowie często się chwalą, że ich zespół „nie  o s i a d a na laurach” i „przywiązuje szczególne z n a c z e n i e” (na laurach można jedynie spocząć lub nie, a przywiązywać, przykładać do czegoś wagę).
Prawdziwą zmorą dla autorów (i nie tylko) jest interpunkcja. Nagminne jest wstawianie przecinka w zdaniu pojedynczym, brak przecinka przed spójnikami: aby, czy, gdyż, jeżeli, a także w konstrukcjach z imiesłowowym równoważnikiem zdania.
Jak istotne jest poprawne stosowanie znaków przestankowych, można się przekonać na takim przykładzie:
Przeskoczywszy rów, znalazł się już na swoim polu.
Przeskoczywszy, rów znalazł się już na swoim polu.

No i bądź tu mądry i pisz wiersze…

Publiczność waliła s i ę na kolejne przedstawienia drzwiami i oknami – pisze oczarowany Charlesem Aznavourem dziennikarz popularnej gazety.

Kategorie: school of contentic