Żeby ogarnąć chaos, trzeba czasem najpierw wyraźnie i głośno powiedzieć: Stop! Zwolnij, odetchnij i pomyśl. I dopiero rób. A nie na odwrót. To hasło ma przyświecać środowisku content marketingowemu – w 2017 roku prorokowała podczas CMW2016 Ann Handley. Dobrze by było.
Po pierwszych słowach Uli oczywiście najpierw posypały się żarty, głównie zestawiające koncepcję slow z napiętymi deadline’ami. Już widzieliśmy miny klientów, gdy mówimy im, że deadline i pośpiech to zły wybór i od dziś stawiamy na pracę w stylu slow. Jednak gdy już skończyliśmy żartować, co Ula cierpliwie przeczekała, przegadaliśmy tę filozofię. I nie jest ona głupia.
Choć zwolnienie tempa jest marzeniem niejednego pracownika i naszej agencji, i waszych działów marketingu czy komunikacji, to chodzi tutaj nie o odjęcie sobie obowiązków, ale o mądry wybór, a nawet niekiedy o mądrą rezygnację. Paradoksalnie na rezygnacji możemy zyskać. Jak to? Ano tak, że czasem zamiast rzucać się na wszelkie dostępne sposoby i kanały marketingowe, lepiej poświęcić chwilę na zadanie sobie pytania: CO jest mi / mojej firmie / mojemu brandowi naprawdę potrzebne? Jaki sposób komunikacji i promocji jest spójny z charakterem mojej firmy / brandu? Czy muszę mieć Twittera i korzystać ze Snapchata? Bo może trwonię niepotrzebnie czas i pieniądze? I warto zwolnić, odetchnąć spokojniej i wybrać to, co najwłaściwsze zamiast na wszelki wypadek zamawiać wszystko. Zamiast nerwowego i łapczywego marketingu, postawić na slow marketing, który profesjonalnie wesprze twój biznes.
Jak zatem wprowadzić slow marketing do codziennych działań? Świadome dać sobie więcej czasu przed rozpoczęciem danego projektu na zastanowienie się jaki jest naprawdę nasz cel. Slow content marketing opiera się bowiem na na przemyślanym i strategicznym działaniu. Równie ważna jest staranność przy dobieraniu jak najlepszych środków przekazu, jakość treści, obrazu. Reagować na pojawiające się po drodze nowe koncepcje, ale spokojnie, bez impulsywnego rzucania się na wszystko, co akurat jest modne. Slow content marketing to również nieschematyczne posunięcia i uciekanie od banału.
Slow marketing jest jak rękodzieło – to inna jakość. I tak jak na ręcznie uszyte buty warto poczekać, i zapłacić nieco więcej, po to by mieć produkt unikatowy i najwyższej jakości, tak warto przeznaczyć czas – i budżet – na np. wykonanie unikatowych rysunków do projektu, zamiast używać seryjnej ilustracji ze stocka.
Ciekawie interpretuje ideę slow marketingu blogerka Evelyn Rodriguez, która rozumie go jako skoncentrowanie się na człowieku-kliencie i powrocie do relacji jeden na jeden. Czyli więcej spotkań i rozmów zamiast pospiesznych zleceń mailowych. Z tym zgadza się m.in. nasza dyrektor generalna Bożena Makowska, która uważa, że spotkanie z klientami twarz w twarz jest niezbędne by wzajemnie dobrze się zrozumieć i mieć pewność, że praca nad projektem pójdzie we właściwym kierunku.
Z kolei Tad Hargrave na blogu Marketing for hippies, pisze o slow marketingu w kontekście cierpliwości i czasie potrzebnym na dopieszczanie: produktu, opakowania, komunikacji i samego klienta. A autorki bloga slowmarketing.org, w zamieszczonym na tej stronie manifeście dodają do tego jeszcze czas potrzebny samym marketerom na eksperymentowanie, bo – aby osiągnąć sukces – trzeba też po prostu pobawić się składnikami w biznesowej kuchni.
Czy jesteśmy gotowi, my w agencji i ty, nasz kliencie dać sobie ten czas? Na pewno nie od razu i na pewno nie w każdej sytuacji, ale na pewno warto w tym kierunku iść. Wolnym krokiem 🙂
A może jednak ASAP?
Kategorie: school of contentic, komunikacja do klientów B2C