Najgorzej jeśli nie wykażemy entuzjazmu dla dzieła, które autor uważa za skończone. Co tam entuzjazmu. Spróbujmy poprawić przecinek, zmienić melodię zdania, a zobaczymy, jakie piekło się rozpęta! Co zrobić? Nie poddawać się, prowadzić pracę u podstaw i… skracać!
Nadać formę, sens i wzbudzić emocje
To nie zawsze łatwe przekonać autora amatora, skądinąd znakomitego specjalistę w swojej dziedzinie, że treściom, które chce przekazać w gazecie pracowniczej, też trzeba nadać właściwy sens, formę i tonację stylistyczną. Że owszem edukacja polega na ujawnianiu danych, ale dobre opowiadanie powinno ujawniać także dramat (zbliżała się godzina zero, byliśmy w pełnej gotowości…; już myśleliśmy, że się nie uda, ale dzięki zaangażowaniu naszego zespołu…; tam w Afryce, kiedy oddalibyśmy życie za kroplę wody, zrozumieliśmy, jak ważne są wartości naszej firmy. Co to znaczy zaangażowanie, zaufanie, współpraca… itd.).
Narracja o takiej konstrukcji na pewno zatrzyma czytelnika przy naszym artykule. Ale najpierw trzeba… zacząć.
Podobno Ignacy Kraszewski długo siedział na kartką papieru, na której napisał: „Był zmierzch”. „W końcu, po wielu godzinach, przekreślił to i napisał: „świtało” – i tak powstała „Stara baśń”. Niestety, potem widocznie uznał, że to nie wystarczy, i napisał zamiast tego jędrnego jednowyrazowego zdania coś dłuższego: „poranek wiosenny świtał nad czarną lasów ławą, otaczającą widnokrąg dookoła”. I po co to było?”, pyta prof. Jerzy Bralczyk w „444 zdaniach polskich”.
No właśnie, po co. Jak widać, wątpliwości nie zawsze wychodzą na korzyść dziełu, ale ich brak może być jeszcze bardziej zabójczy. Jak w artykule o, wydawałoby się, pieczeniu ciasta:
„Każda dobra gospodyni wie, jak upiec dobre ciasto”. Po czym następuje długi opis, co trzeba zrobić, jakie czynności wykonać, aby ciasto się udało. Znacie to: reguła numer jeden – składniki, dwa – odważanie (dobra waga to podstawa), trzy, cztery… itd. Spodziewamy się, że parę akapitów dalej znajdziemy przepis na pyszną szarlotkę, ale nie. I w końcu, w połowie artykułu, okazuje się, że autor chciał nam powiedzieć, że to ta waga jest taka ważna – i przy produkcji ciasta, i przy produkcji… kosmetyków. A dalej już tylko konkluzja, że to bardzo ważny dział w firmie. I tyle. Żadnej opowieści o precyzji aptekarskiej dozowania składników, mieszaniu, emocji, czy wszystko dobrze się połączy, o ludziach, od których zależy jakość produktu, to, czy będzie bezpieczny. I jeszcze zdjęcie, na którym widać głównie… słupy. A przecież taki dział w firmie to jak pracownia alchemika.
Jak przekonać autora, że tak skonstruowany artykuł nie zainteresuje czytelnika? Twardy orzech do zgryzienia, ale nie należy się poddawać i użyć argumentów.
Wytaczamy działa, czyli argumenty
Warto podpowiedzieć autorowi, aby przed przystąpieniem do pisania (czytelnik zrobi to na pewno, ale będzie już za późno) zadał sobie kilka pytań:
Czy mój artykuł będzie interesujący tylko dla mnie, czy porwę swoją opowieścią jeszcze kogoś? Czy chcę napisać wszystko, co wiem na dany temat, czy skupię się na jakimś zagadnieniu (tak najlepiej!)?
Co chciałbym tym artykułem osiągnąć?
W jakiej formie chciałbym przedstawić zagadnienie?
Jeśli już ustalimy z autorem wszystkie odpowiedzi na te pytania, potem przy redagowaniu trzymajmy się twardo umowy. A wszystkim – autorowi, redaktorowi i przede wszystkim artykułowi – wyjdzie to na dobre.
Za wszelką cenę zatrzymać czytelnika?
Może nie za wszelką, ale na pewno stosując pewną zasadę, która mówi, że każdy element artykułu powinien tworzyć spójną całość. A elementami tymi są: tytuł, lead, śródtytuły (albo wyeksponowane pierwsze słowa w akapicie), podpisy pod zdjęcia, wyimki, cytaty. Jeśli te elementy będą dodawały coś nowego do procesu przyswajania przez czytelnika informacji, to jest nadzieja, że nasz artykuł go zainteresuje. Jak to zrobić? Unikać w tych elementach powtarzających się wyrazów lub zwrotów. Co więcej, myśleć o nich jak o całości, gdzie obowiązuje ciąg logiczny, ułatwiający lekturę.
A więc nie:
tytuł: Nowy produkt X
lead: Nasz nowy produkt X…
podpis pod zdjęcie: Nowy produkt X.
wyimek: Nowy produkt X…
Zanim jeszcze czytelnik podda refleksji te najbardziej rzucające się w oczy elementy na stronie, jego mózg zarejestruje, że są monotematyczne, i – znudzony – każe mu przewrócić kartkę.
tytuł: Nasz produkt X podbija rynek!
lead: Pięć miesięcy pracy, nieprzespane noce, gorące dyskusje, wątpliwości, testy… I w końcu jest! X – nasz nowy produkt nie tylko umożliwia sterowanie kończynami za pomocą myśli, lecz także jest niezawodny.
Podpis pod zdjęcie: X w akcji…
wyimek: Dzięki odkryciu przez nasz zespół właściwości materiałów ABC i zastosowaniu technologii XYZ ludzie z urazami kręgosłupa…
Od razu wiemy, o czym jest artykuł, i chcemy poznać szczegóły.
Pierwszy akapit: życie albo śmierć
Niewiele osób czyta więcej niż kilka pierwszych akapitów (jeśli trzy, to już sukces). Dlaczego? Bo są niecierpliwi, roztargnieni, znudzeni. Przyzwyczajeni do przekazu obrazkowego, nie mają ochoty zagłębiać się w nudne analizy. Jeśli artykuł nie jest interesujący w pierwszych akapitach, to uważają, że taki jest cały. Dlatego pierwszy akapit przesądza o wszystkim.
Nie daj Boże, abyśmy zaczęli tak:
W drugim kwartale bieżącego roku produkcja mięsa wieloryba spadła poniżej oczekiwań. Eskimosi zamieszkujący południowe regiony naszego kraju, gdzie tradycyjnie jest cieplej, spożywali w tym okresie średnio miesięcznie 1,5 kg mięsa wieloryba na głowę. Natomiast konsumpcja w północnych regionach kraju w analogicznym okresie wzrosła do 3 kg (dla mężczyzn) i 2 kg (dla kobiet) – dane dotyczą rdzennej ludności. W tym okresie hordy wikingów spożywały co najmniej 8 kg, licząc per capita.
Jak by powiedział klasyk: nuda, nuda, nuda.
Co innego jeśli zaproponujemy autorowi, aby dane te przedstawić za pomocą wykresu lub grafiki, a narrację zacząć zupełnie inaczej. Na przykład tak: Zebrani w naszym małym przytulnym igloo, z entuzjazmem przystąpiliśmy do omówienia projektu…
Potrzebujesz wysokich umiejętności redaktorskich? Napisz do nas!
Kategorie: school of contentic, komunikacja do klientów B2C