Im bliżej terminu oddania gazety do druku, tym atmosfera staje się bardziej napięta. Każdy, kto ma za sobą choćby jedną „wysyłkę”, wie, jak to wygląda. Bez przerwy dzwoniący telefon, ostatnie e-maile od klienta z poprawkami, wymiana zdjęcia na dziewiątej stronie, bo jednak okazało się, że widoczny na nim człowiek cofnął zgodę na wizerunek, biegi redaktora między pokojem grafików a własnym stanowiskiem (obuwie inne niż trampki surowo wzbronione!) – to tylko niektóre z symptomów wysyłki do druku. W końcu – jest! Udało się uzyskać od klienta akceptację na druk! Uff! Po czym przekrwionym oczom redaktora ukazuje się otrzymane w kolejnym e-mailu pytanie: „To kiedy gazeta będzie u nas?”.
Mogłoby się wydawać, że po otrzymaniu sakramentalnego „OK” od klienta wszystko mamy już za sobą. Otóż nic bardziej mylnego, dla agencji czas wzmożonej pracy nad wydaniem wcale się nie kończy. Redaktor upewnia się, że zmiany przesłane przez klienta oraz poprawki korektorów (każdy drukowany tekst przechodzi standardowo dwie korekty) zostały naniesione i sam po raz kolejny sprawdza każdą stronę. W zależności od liczby stron w gazecie może mu to zająć nawet kilka godzin. Następnie odtwarza w pamięci, czy wszystkie niezbędne etapy na pewno miały miejsce, w tym retusz zdjęć oraz „równanie” gazety, czyli praca grafika, polegająca na sprawdzeniu zgodności z makietą, w tym wszelkich odległości (np. tekstów od zdjęć), wielkości elementów, tego, czy nic nie wystaje poza margines bezpieczeństwa itp.
Po tej (trwającej jakieś 15 minut) gimnastyce umysłowej redaktor udaje się do Tomka (naszego redaktora technicznego) i przymilnym głosem oznajmia, że wszystko gra, zatem można sprawdzać i robić kolorowe wydruki. Co sprawdzać? A to, czy wszystkie grafiki dobrze się wyświetlają, czy warstwy są ułożone w odpowiedni sposób, czy coś nie jest przysłonięte. To kolejne około dwie godziny pracy, podczas których redaktor siedzi jak na szpilkach w obawie, że w najmniej spodziewanym momencie praca Tomka zostanie przerwana jakimś ogromnie pilnym zleceniem. Tomek ze szczególną troską patrzy również na zdjęcia, czy mają odpowiednie parametry, są we właściwej przestrzeni barwnej, mają prawidłowy format (i nie szkodzi, że było to już sprawdzane na etapie składu). Tomek, jako człowiek doświadczony, wie również, dlaczego redaktor tak uroczo się szczerzy, prosząc go o sprawdzenie całości…
Chwilę później z ust redaktora płynie błagalna przemowa, aby Tomek pod żadnym pozorem nie robił sobie wieczornych planów w dniu wysyłki, a jeżeli już je ma, to żeby je anulował, najlepiej od razu, w tym momencie. Redaktor na tym etapie jest zdolny nawet do szantażu, ale jak już zostało wspomniane, Tomek to człowiek doświadczony… Składa szybką (bo szkoda czasu), acz uroczystą obietnicę, że nie będzie niczego planował, a uspokojony redaktor wraca na swoje stanowisko.
Jakiś czas później dzwoni Tomek z pytaniem, co to jest za zdjęcie na stronie dziewiątej? Redaktor dostaje zawału, ale chwilę później odzyskuje władze umysłowe i przypomina sobie, że było to zdjęcie wymienione w ostatniej chwili i należało je oddać do retuszu. W związku z tym pędzi do kuchni, gdzie Kasia, nasza szefowa produkcji, właśnie rozpoczyna jedzenie spóźnionego obiadu, wyrywa jej łyżkę z ręki i wlecze po schodach, tłumacząc mętnie, że jest taka fotka, która późno przyszła, i trzeba ją natychmiast wyretuszować. Na takie sytuacje też musimy przewidzieć dłuższą chwilę, na szczęście Katarzyna to osoba o łagodnym usposobieniu, cierpliwa i… bardzo chuda.
Zdjęcie wyretuszowane i podmienione! Tomek robi kolorowe wydruki całej gazety. Przechodzą one po kolei przez ręce i oczy: grafika, szefowej produkcji oraz redaktora. Każdy ogląda wnikliwie, zaznacza swoje sugestie, następuje omówienie ewentualnych drobnych poprawek. To jest też moment, w którym czasem klient może spodziewać się od nas telefonu z pytaniem, czy możemy nanieść taką czy inną zmianę. Jest sprawą oczywistą, że powyższe manewry wymagają kilku godzin intensywnego wysiłku.
Kiedy już wszystkie odpowiedzialne osoby uznają, że jest ok, kolorowe wydruki wracają do Tomka. Zmuszony do odwołania wieczornych planów, ma teraz wystarczająco dużo czasu na spreparowanie plików produkcyjnych, z których będzie drukowana gazeta, przesłanie ich na FTP drukarni, a w dalszej kolejności – zrobienie wydruków z impozycji. Czyli?
Jest to przygotowanie przy pomocy specjalnego oprogramowania komputerowego układu stron publikacji, który odpowiada kolejności stron w arkuszach drukarskich. W ten sposób wykonane arkusze impozycyjne służą do przygotowania matryc drukarskich.
Wydruki z impozycji – tak jak wcześniej te kolorowe – trafiają do Kasi, grafika i redaktora. Przezorny zawsze ubezpieczony, a błędy techniczne mogą się przecież zdarzyć. Jeśli jakaś zmiana okaże się konieczna, idziemy z nią do Tomka, który wymienia plik produkcyjny na prawidłowy. W tym czasie drukarnia może też zgłosić zauważone przez siebie ewentualne błędy. Tak mijają kolejne pełne napięcia godziny…
Ostatnie słowo należy do Tomka, który ma wolny cały wieczór. Jeśli on zaakceptuje wszystkie strony, dla drukarzy jest to znak, że mogą sami je skontrolować i rozpocząć drukowanie. Oczywiście nie jest to takie proste, bo wysyłane w tym momencie pliki nie są jedyne, jakie trafiają do drukarni. Dlatego wcześniej staramy się rezerwować terminy i ich dotrzymywać, gdyż każdy poślizg jest ryzykowny. Szczególnie w newralgicznych momentach w roku. Nawet najlepsza drukarnia nie podoła, jeśli w ostatniej chwili otrzyma pliki do wydrukowania dwudziestu gazet z terminem 15 grudnia!
Oprócz obłożenia drukarni do czynników, od których zależy czas druku, należą: objętość gazety, liczba egzemplarzy czy związana z nią technika druku, sposób oprawy, dodatki. Z grubsza rzecz ujmując, na sam proces drukowania należy przeznaczyć kilka (najczęściej 3–7 dni).
Uwaga! Jeśli w gazecie są przewidziane wklejki, inserty albo inne (czasem niestandardowe) dodatki, to również wydłuża czas przygotowania i dostawy gazety.
Można by pomyśleć: „No dobrze, zamówiłem jedynie kilka tysięcy nakładu, co prawda z insertem, ale bez przesady, co oni z tym tak długo robią?”. A jednak… Gazety nie spakujemy zaraz po wydrukowaniu – strony muszą przejść proces suszenia. Nierzadko zdarza się też, że okładka jest drukowana oddzielnie, gdyż przewidziano na nią inny (zazwyczaj grubszy) papier. Jeśli trzeba ją dodatkowo uszlachetnić, to nie ma wyjścia, trzeba poczekać – foliowanie, lakierowanie, pozłacanie, tłoczenie, nadawanie trójwymiarowej struktury i tym podobne zabiegi wymagają precyzji i muszą potrwać. Pomysłów na uatrakcyjnienie gazety jest całe mnóstwo, zawsze z ochotą podejmujemy się ich realizacji, ale żeby efekt był taki jak powinien, potrzebujemy jednego – czasu!
Gazeta gotowa, ale musi jeszcze trafić w ręce czytelników, którzy zazwyczaj nie są zlokalizowani w jednym miejscu. Paczki trzeba spakować według wytycznych zawartych w rozdzielniku, zaadresować i rozesłać po caluśkiej Polsce. Trwa to mniej więcej dwa dni. A w momencie gdy kurier przekazuje przesyłkę w ręce odbiorców my już zaczynamy myśleć o kolejnym numerze…
Kategorie: school of contentic, komunikacja do klientów B2C